Świadectwo po weekendzie wspólnotowym “Wreszcie żyć”

Był to dla mnie dobry czas.

W sentencji na pożegnanie dla sióstr z Milanówka napisaliśmy, że wyjeżdżamy a właściwie wracamy do siebie by wreszcie żyć! Hasło weekendu od razu budziło we mnie entuzjazm z nutą ciekawości,  bo chciałabym wreszcie żyć : )

Program od pierwszego wieczoru w piątek pokazywał drogę – konferencja ks. Łukasza Górzyńskiego była dla mnie takim podsumowaniem tego, co w wielu miejscach już słyszałam – dziękczynienie i uwielbienie to droga do szczerej, otwartej  relacji z Panem Bogiem. W życiu nie łatwo zmienić swój dotychczasowy sposób stawania przed Panem. Ja się uczę modlitwy dziękczynienia. Widzę już w moim  życiu zmiany – działanie uzdrawiające Pana Boga, odkrywanie tego co trudne we mnie – dla mnie samej i innych, podejmowanie prób zmiany siebie.

Konferencja Igi Glapińskiej – doradcy psychologicznego, łączącej psychologię z duchowością, połączona z warsztatami na temat cech dojrzałego człowieka była zaskakująco ciekawa i praktyczna. Ciekawą formą były nasze grupowe prace i wzajemne poznawanie się poprzez krótką wymianę naszych emocji z sąsiadem na krzesełku obok. Spodobało mi się jedno z wielu haseł /drogowskazów: „Zrób wszystko z tym co masz, tu gdzie jesteś”.  Po tej konferencji wiem, że nie jestem, niestety ! : ) w pełni dojrzałym człowiekiem. Mimo tego jestem pełna nadziei na zmiany i na bycie  dojrzałą „ja”. Dostrzegam w sobie niezliczoną ilość szwankujących „elementów”- np. to jak przeżywam kryzysy, jak wchodzę w relacje, jaki mam stosunek do siebie, czy realnie odbieram swoje słabe i mocne strony osobowości? Iga fajnie zakończyła, tak optymistycznie – przywołała myśl pewnego lekarza psychiatry (łoł!:  ) „Kto jest w drodze do dojrzałości jest już dojrzały”.

Niezmiernie ważnym punktem weekendu była dla mnie medytacja fragmentu z Pisma Świętego  – 1 Krl 19, 1-14. Właściwie pierwszy raz „medytowałam” – nie,  chyba to nie była medytacja, tylko takie spotkanie  z Panem Bogiem łączące moją przeszłość z teraźniejszością. Cała historia wywoła niesamowite poruszenie,  w głowie masę przeżyć z przeszłości mieszało się z bieżącym czasem. Tu Eliasz wołał – „Panie , odbierz moje życie” /w innym tłu./ – „Panie , mam dość wszystkiego zabierz moje życie”. W moim życiu ja też kiedyś wołałam – zabierz moje życie, bo nie mam już siły i ja już chcę do Ciebie…! Wtedy nie znałam  tak Naszego Pana jak teraz, ale wiedziałam, że z  Nim będzie inaczej, lepiej…  Innym razem,  tak całkiem niedawno, gdy przeżywałam chorobę kogoś bliskiego, powiedziałam tak w środku, po cichu, Panie weź moje życie za życie tego  kogoś mi bliskiego, bo Ten Ktoś jeszcze nie jest gotowy … A mnie Panie znasz , ja wiem, to…  Czytałam kilka razy ten fragment o Eliaszu zmęczonym w drodze i ja Go rozumiałam… I jeszcze coś do mnie dotarło – Pan słyszał moje wołanie, szczególnie wtedy kiedy ja miałam taki czas w swoim życiu, kiedy myślałam że mnie nie słyszy, nic robi…

Dotknęło mnie to uświadomienie sobie, po raz kolejny zresztą, że Bóg był ze mną w mojej przeszłości… To było dla mnie takie spotkanie z Panem Bogiem tu i teraz, doświadczenie Jego miłości i troski, przeżywanej jakby z podwójną siłą… I jeszcze to, że mi też posyłał jakiegoś Anioła !:) Teraz jakby wynagradzał mi tamten czas, samotność tamtego czasu takim szerokim otwarciem swoich ramion i przywołaniem do Siebie… Ja miałam w sobie tyle radości, z tego, że Bóg działa w tak zaskakujący sposób, nie mieszczący się w logice ludzkiego rozumu. Do Eliasza Bóg posyłał Anioła by go karmił. Dla mnie pokarmem  była i jest modlitwa – często, wtedy kiedy jeszcze byłam poza wspólnotą modliłam się czytając psalmy, tak z całą determinacją … Często zwracałam się do Maryi… i też zresztą sądziłam, że mnie nie słyszy, a było oczywiście inaczej, o czym cały czas się przekonuje.

Dziś takim szczególnym umocnieniem jest Eucharystia. Podążając dalej za planem proponowanej medytacji kolejny punkt brzmiał: Eliasz w grocie. Zastanawiałam się,  co jest tą moją grotą ? Odpowiedź – mój lęk, strach, ciągle jeszcze moja przeszłość, takie męczące  skupienie na sobie – które hamują moje wyjście ku nowemu, nieznanemu. Zdarza mi się z Panem Bogiem „dyskutować” – jest wizja czegoś nowego, ja MU tłumaczę, że się myli,  ja tego nie zrobię/to nie dla mnie. To wygląda tak, jakbym nie do końca Mu wierzyła, jakby to znowu moje „ja”, a nie wola Pana Boga, nie Jego moc miała zadziałać. A przecież tak wiele razy deklarowałam, że Panie wszystko zrobię dla Twojej chwały! Tak naprawdę ciągle nie oddaję Bogu w pełni inicjatywy, ciągle mam w głowie schematy, swoje wyobrażenia.
Staję teraz przed Panem z bezradnością i swoją niemocą. Wiem, że nie chcę być więźniem lęku, swojej przeszłości,  nie chcę siedzieć w grocie ! Ja chcę z niej wyjść i stanąć na górze i spotkać Pana! Chcę żyć pełnią ! Proszę o wolność od tego, co mnie zatrzymuje.

Po naszej wspólnotowej Eucharystii była adoracja połączoną z modlitwą o uzdrowienie. Rano jak czytałam program, pomyślałam – o,  znowu modlitwa o uzdrowienie, znaczy będzie coś wyjątkowego. Właśnie jestem wdzięczna za taki plan naszego weekendu.  W czasie naszej wspólnej modlitwy dziękowałam Bogu za to,  jak mnie prowadzi, wydobywa z przeszłości. Z Bogiem na nowo przeżywam to, co było kiedyś dla mnie trudne, co mnie bolało,  tylko teraz nie jestem sama, bo mam wspólnotę czyli wszystkich Was.
Ja nie byłabym teraz w tym miejscu co jestem,  gdyby nie wspólna modlitwa wspólnoty, wspólne dziękczynienie i uwielbianie Boga. Podczas tej naszej adoracji podążałam razem ze wspólnotą za głosem prowadzących. Zapamiętałam z tego czasu m.in obraz przekazany przez jedną z osób wspólnoty, że drzewo złamane, po oczyszczeniu może dalej rosnąć, puszczać nowe pędy i piąć się ku górze. Odebrałam to bardzo, tak do siebie, z nadzieją na przyszłość.

Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o naszej całonocnej adoracji. Przyszłam na swój dyżur z Pismem Świętym. Otworzyłam jeszcze raz w miejscu opisu tej historii Eliasza. Uwielbiałam Boga Ojca, Tego który mnie zaplanował i dał życie w tym jak prowadzi mnie ku życiu w wolności,  w pełni. Byłam wdzięczna Panu za to, jak mi pokazuje jak Mu na mnie zależało i zależy. Kaplica była wypełniona cichą obecnością Naszego Pana. Stawałam przed Nim taka jaka jestem, ze wszystkimi słabościami,  z pewnością, że tylko z Nim znajdę odpowiedzi, co do mojej przyszłości.

Jestem wdzięczna Panu Bogu za ten nasz wspólny weekend, za taką ciepłą atmosferę. Z ciekawością i radością  słuchałam historii naszej wspólnoty. Teraz jeszcze bardziej cenię tych, którzy tworzyli naszą wspólnotę. Dziękuję im, że zdobyli się na odwagę by zacząć coś nowego, tak by pełniej stawać przed Panem i działać dla Jego Chwały. Umocniłam się też w przekonaniu, że ze wspólnotą łatwiej iść do przodu w swojej drodze ku byciu dojrzałym.
Na tym weekendzie znów doświadczyłam tego, że Pismo Święte to nie martwe, puste, czarne litery na białym papierze, ale żywe Słowo Boga, który prowadzi z nami dialog, to spotkanie z Panem Bogiem w tym wszystkim, co przeżywaliśmy i przeżywamy.

Mogą Cię również zainteresować: