Świadectwo Anety o rekolekcjach “Akceptacja siebie”

 

Na rekolekcje “Akceptacja siebie” czekałam od kilku miesięcy. “Dojrzewałam” do nich, uczestnicząc w terapii indywidualnej, na której i przez którą wiele trudnych problemów Pan Bóg pomógł mi rozwiązać. Pozostał, a właściwie wyłaniał się coraz bardziej wyraźnie jeden. Był to problem głębokiego niezadowolenia z faktu z mojego istnienia na świecie. Czułam w sobie irracjonalny gniew i żal do Pana Boga za to, iż pozwolił na to, że w ogóle zaistniałam. Wynikało to z mojej przeszłości, z faktu, iż poczęłam się jako nieślubne dziecko i że były plany aborcji wobec mnie. Jednak urodziłam się… Ale odkąd pamiętam, od najwcześniejszych lat miałam poczucie, że “nie powinno mnie tu być”.

Miałam świadomość opieki Pana Boga, Opatrzności, która czuwa nade mną, ale gdzieś zawsze pojawiała się ta podskórnie drążąca mnie myśl, że moje życie to pomyłka, przypadek.

O istnieniu tego problemu świadczyły też pojawiające sie w sytuacjach stresowych, trudnych stany depresyjne, których wspólnym mianownikiem była myśl: “chcę umrzeć”, “najlepiej byłoby, gdybym położyła się i natychmiast umarła”.

Na rekolekcjach doświadczyłam wielkich łask. Pierwszą była możliwość wykrzyczenia Bogu swojego gniewu, pretensji, niezadowolenia z faktu istnienia. Pan Bóg się przez to nie “rozpadł się”, owocem stanięcia w szczerości przed Panem był głęboki pokój, który otrzymałam, jakbym narodziła się na nowo.

Drugą łaską było odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych, było to dla mnie mocne przeżycie wewnętrzne – dotknięcie przez Ducha Świętego. Takie potwierdzenie, że należę do Chrystusa a nie do śmierci, której widmo towarzyszyło mi do tej pory. Wychodząc z kościoła po nabożeństwie, miałam w głowie jedną myśl: “jestem nowym człowiekiem, jestem nowym człowiekiem!” Naprawdę to poczułam!

Ale Pan Bóg miał dla mnie jeszcze jedną niespodziankę. W czasie modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, w chwili błogosławieństwa, Chrystus przyszedł do mnie z łaską spoczynku w Duchu Świętym. Zachowałam przytomność umysłu, ale moje ciało leżało sobie spokojnie na podłodze. W tym czasie poczułam się tak, jakbym była niemowlęciem w brzuchu mojej mamy. “Widzę” przez powłoki brzucha cienie, niewyraźne zarysy sylwetek, rozmyte kształty, ledwo słyszalne głosy. I nagle czuję ogromny lęk, panikę. Zaczynam wtedy modlić się, proszę Jezusa, aby przyszedł do mnie, bo bardzo się boję. W pewnym momencie czuję przy sobie obecność Jezusa. Strach znika. Jestem sobie spokojnie w brzuchu mamy razem z Jezusem. To było oczywiście przeżycie wewnętrzne w mojej duszy, bo w rzeczywistości nadal leżałam na podłodze, a ksiądz błogosławił już Najświętszym Sakramentem inne osoby. W pewnym momencie, leżąc jeszcze na podłodze, usłyszałam w sercu słowa: “Ja jestem Jahwe Bóg, który wyprowadza Cię z łona matki Twojej, które stało się Twoim grobem. Możesz już wyjść”. W tym momencie otworzyłam oczy i usiadłam na krzesełku, z radością wielbiąc Jezusa, że przyszedł do mojej niedoli, uwolnił mnie.

Wiele tygodni i miesięcy po rekolekcjach, gdy już byłam w domu, zastanawiałam się, czy moje przeżycia rekolekcyjne nie były histerią czy złudzeniem.

Ale patrząc wstecz, zobaczyłam jedną rzecz. Nawet w sytuacjach trudnych nie wróciły już depresyjne myśli typu: “nie chce mi się żyć”. Uzdrowienie mocą Ducha Świętego jest prawdziwe i trwałe. Pan Bóg przychodzi ze swoim słowem na tu i teraz i odpowiada na prośby dziecka adekwatnie do potrzeby. Są zranienia, których nie uzdrowi żadna terapia, może je uzdrowić tylko Bóg. Dzięki Ci Jezu!

Aneta

lipiec 2010 r.

Mogą Cię również zainteresować: